…czyli jak zostać swoim szefem?

7 lipca 2022 roku spełniłem swoje największe marzenie i najważniejszy cel na bieżący rok: odszedłem z pracy na etacie – opuściłem korporacyjne mury, w których utknąłem na blisko siedem lat… a miała być to dla mnie praca „chwilowa”.

Dziś, za sprawą Amazon Merch on Demand (dawniej pod nazwą Merch by Amazon) wreszcie jestem „na swoim” i mimo mnóstwa lęków, niepewności i odczuwania oporu, wreszcie żyję po swojemu, na własnych warunkach i nikt nie mówi mi co mam robić.

Mniej więcej godzinę po odejściu z pracy.

Opowiem Ci dziś duuużo o sobie.
Jeśli ciekawi Cię jaką drogę przeszedłem do tego miejsca – a jestem przekonany, że część informacji mocno Cię zaskoczy – przeczytaj koniecznie, być może utożsamisz się z moją historią bardziej, niż sądzisz?

Jeśli Ty też szukasz sposobu na to jak odejść z pracy na etacie, być może znajdziesz w tym wpisie to, czego szukasz. Podziel się ze mną swoimi przemyśleniami, na przykład pisząc do mnie mail.

Moje CV, doświadczenie zawodowe i wykształcenie.

Na początek musisz wiedzieć, że nie posiadam wyższego wykształcenia, nigdy nie chciałem go mieć.
Bynajmniej nie dlatego, że myślałem, że jestem taki super i poradzę sobie pomimo jego braku!
Będąc w gimnazjum, czy liceum, studiowanie wydawało mi się czymś zbyt trudnym dla mnie, nieosiągalnym, czymś, z czym sobie nie poradzę, więc nie planowałem w ogóle próbować.

Dziś, gdybym cofnął się do tamtego czasu, moja decyzja byłaby taka sama, ale powód – zupełnie inny.

W szkole również byłem co najwyżej przeciętnym uczniem – dobre oceny zgarniałem wyłącznie z polskiego i muzyki, reszta raczej kulała. Jedyne moje osiągnięcia z czasów szkolnych to kilka wygranych konkursów ortograficznych – zawsze lubiłem czytać i pisać, a moja polonistka mnie uwielbiała.
Z kolei przedmioty ścisłe były moim utrapieniem od początku – jestem naprawdę fatalny z matmy!
(Inna sprawa, że nigdy też nie pracowałem nad tym, żeby to zmienić – byłem określany kultowym mianem „zdolny, ale leń”).
Mam też na koncie „kiblowanie” klasy w liceum, oraz bycie wyrzuconym ze szkoły za ilość nieobecności – jednak temat mojego „młodzieńczego buntu” to raczej temat na osobny artykuł, jeśli nie na książkę.

Dorastałem w miejscowości, w której królują fabryki i w każdej rodzinie była przynajmniej jedna osoba, która w takiej pracowała i była to dość domyślna ścieżka „kariery zawodowej”.
Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego ludzie niewiele starsi ode mnie uczą się pilnie w szkole, walczą o dobre oceny, zdają maturę, kończą studia, a następnie lądują na taśmie produkcyjnej, pakując ciastka do kartonów (tak, dokładnie tę pracę również przerabiałem, choć po niespełna miesiącu trafił mnie szlag i zrezygnowałem).

Ilość zajęć, jakich zdążyłem się podejmować między 18 a 24 rokiem życia była ogromna, a zawierała między innymi: rozdawanie ulotek, prace na budowach, w drukarniach, pracę w fabryce pustaków, części samochodowych, czy nawet wspomnianych wyżej ciastek. Ponadto pracowałem przy wykaszaniu trawników, sprzedając w sklepie spożywczym, w magazynie sklepu z zabawkami, sprzedawałem choinki, wykładałem towar w hipermarkecie, byłem też tzw. „podjazdowym” na stacji paliw – jak widzisz, trochę opcji przerobiłem, większości z nich nienawidziłem, część była co najwyżej znośna.

Ciekawostka 1: Był czas, kiedy można było spotkać mnie w okolicy krakowskiego Rynku w charakterze ulicznego grajka. Do tematu muzyki jeszcze wrócimy.

Jedyną z moich dawnych prac, którą szczerze lubiłem, była… sprzedaż koszulek ze śmiesznymi nadrukami w bramie przy ul. Floriańskiej w Krakowie… przypadek, że były to akurat koszulki?

Ciekawostka 2: moja pierwsza w życiu praca była płatna 3 zł/h. Wyobrażasz sobie taką płacę w dzisiejszych czasach?

Nie chciałem tak żyć i pomimo, że podejmowałem wiele prób, wierząc, że „tak trzeba”, po prostu nie umiałem psychicznie wytrzymać w takich miejscach. Czułem, że powinienem robić w życiu coś innego, że to nie jest droga dla mnie, aby do emerytury uzależniać swoje życie od tego, czy akurat w danym tygodniu będę pracować „na popołudnie”, czy może „na nockę”. Miałem w sobie ogromną niezgodę na taki schemat, a wszystko i wszyscy wokół wydawali się mnie weń „wpychać” na siłę, bo „tak trzeba”, bo to przecież „dobra, stabilna praca, którą trzeba szanować”.
Sprawiało to, że czułem się zupełnie niepasujący do miejsca i czasu, w którym żyję, a nieustająca presja odbiła się też na moim zdrowiu.

Dietetyka sportowa

Miałem w tym czasie kilka podejść do takiego, czy innego „biznesu”. Wśród moich pomysłów, najciekawszymi były między innymi praca z zawodnikami sportów walki – nadzorowałem ich dietę i suplementację.
Dietetyką zainteresowałem się i zacząłem ją zgłębiać po tym, kiedy sam przeszedłem transformację, zrzucając 40 kilogramów.
(może kiedyś pokażę tutaj zdjęcia z tej przemiany, póki co nie jestem na to gotowy) 🙂
Było to pierwsze osiągnięcie w moim życiu, z którego realnie czułem się dumny.

W zasadzie, biznes ten miał pewien potencjał, bo odnosiłem w nim coraz więcej sukcesów, jednak przez fakt, że nie ceniłem swoich usług wystarczająco wysoko (przez brak wiary w siebie), nie byłem w stanie współpracować z tak dużą liczbą klientów, by budżet mi się „spinał”.
Zwłaszcza, że nie miałem środków, by cokolwiek zautomatyzować – wszystko robiłem sam, ręcznie, co pochłaniało ogrom czasu. Był to jedyny czas w moim życiu, kiedy rozważałem, czy nie wybrać się jednak na studia: na dietetykę sportową – koniec końców nie zrobiłem tego – i dobrze, bo spróbowanie takiej pracy pozwoliło mi zrozumieć, że nie jest to kierunek, którego szukałem.

Muzyka

Muzyka odkąd pamiętam była kluczowym obszarem mojego życia, otaczała mnie od dziecka, a mój Tata zawsze był w tej dziedzinie moją wielką, niedoścignioną inspiracją. Gdy w podstawówce odkopałem starą kasetę magnetofonową z zapisem koncertu rockowego zespołu, w którym śpiewał, w mojej głowie narodziła się wizja siebie, którą potem przez wiele, wiele lat pielęgnowałem i spełniałem na bardzo wielu poziomach.

Od małego, na całego!

Uczęszczałem m.in. do szkoły muzycznej w klasie kontrabasu, grając muzykę klasyczną, co nie przeszkadzało mi równolegle w garażu z moimi kolegami śpiewać ekstremalne gatunki ciężkiego grania. Nie wierzysz? Posłuchaj mojego anielskiego śpiewu TUTAJ.
Jeśli jakimś cudem czytacie tego posta, chłopaki – Michał, Karol, Tomek – dzięki, to były świetne czasy!

Z biegiem lat moje upodobania muzyczne łagodniały, a po przerobieniu grania i śpiewania w kilkunastu zespołach, w niemal każdym gatunku muzycznym, najbliższe memu sercu stało się granie w klimacie Oasis.
Napisałem wtedy kilka piosenek, które zapragnąłem profesjonalnie nagrać i wydać, wiązałem z tym pomysłem spore nadzieje, nie miałem jednak środków na takie przedsięwzięcie, bo wciąż miotałem się od pracy do pracy i nie mogłem nigdzie usiedzieć na dłużej.
Potrzebowałem pracy, która da mi wystarczające na tamten moment zarobki, by odłożyć pieniądze na studio nagrań.

Praca w korporacji.

Do korporacji trafiłem trochę przypadkiem (dziś jestem przekonany, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem) – do aplikowania namówił mnie mój przyjaciel, który niedługo wcześniej podjął tam pracę i był nią naprawdę podekscytowany.
Nie umiałem wyobrazić sobie wówczas siebie pracującego przy komputerze – wydawało mi się to abstrakcyjne, bo przecież nie mam wykształcenia, które by na to pozwalało, nie umiałem też zbyt biegle posługiwać się komputerem, moja znajomość angielskiego była co najwyżej przeciętna.

Dałem się jednak namówić na wysłanie CV i ku mojemu zdumieniu, nie dość, że zostałem zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną, to niedługo potem dowiedziałem się, że owa firma jest zainteresowana zatrudnieniem mnie i po ukończeniu rekrutacji trafiłem na okres próbny, w czasie którego miałem okazję udowodnić swoim zaangażowaniem, że brak em-gie-era przed nazwiskiem nie czyni mnie gorszym.

Tak naprawdę, najbardziej potrzebowałem udowodnić to samemu sobie.

Ten czas był pierwszym krokiem w mojej zmianie przekonań o sobie samym, oraz o otaczającej mnie rzeczywistości.
Naprawdę wiele zawdzięczam tej firmie i tamtym ludziom, za co zawsze będę czuł wdzięczność. Niemniej, najbardziej wdzięczny jestem sobie – bo spróbowałem pomimo przeświadczenia, że „pewnie i tak się nie uda”.

Końcówka 2015 – okres próbny w totalnie nowym świecie.

Praca sama w sobie, oraz atmosfera panująca w tej firmie były dla mnie czymś niesamowitym i kompletnie nowym. Czułem, że otaczają mnie naprawdę świetni ludzie, nawiązałem tam przyjaźnie, z których kilka trwa cały czas. Niedługo potem, zgodnie z planem, zacząłem „zbroić się” sprzętowo i przygotowywać do wejścia do studia nagrań.
Początkowo planowałem nagrać w pełni solowy album, nagrywając samodzielnie wszystkie partie wszystkich instrumentów, jednak koniec końców zdecydowałem się na skorzystanie z usług sesyjnego perkusisty, a do mojego projektu dołączył kolega, z którym lata wcześniej graliśmy też w zespole, który ubarwił całość nagrania swoimi partiami gitary.

Finalnie, nagraliśmy pięcioutworowy album moich autorskich kompozycji, gdzie grałem na gitarze, basie, oraz śpiewałem. Całości wciąż można posłuchać na Spotify, a jeśli ciekawi Cię jak to brzmiało – możesz obejrzeć poniższy teledysk do piosenki „Astral” – chętnie poznam Twoją opinię na jej temat!
Chyba ciężko byłoby rozpoznać, że ten kudłaty i dobre dziesięć kilo młodszy niż obecnie wokalista to ja? 🙂

Muszę przyznać, że nagranie, wydanie i ciepłe przyjęcie przez ludzi tego mini-albumu było jednym z najważniejszych wydarzeń mojego życia i skreśleniem ważnego punktu z mojej listy marzeń i celów.
Jest to zarazem jedna z tych nielicznych rzeczy, które sprawiają, że czuję z siebie dumę.

„Porażka”

Po wydaniu płyty mocno skupiliśmy się na jej promocji, a dwuosobowy projekt stał się pełnowymiarowym, aktywnym zespołem, jednak na krótko. Z biegiem czasu zrozumiałem, że to, czego chciałem, czyli wydanie albumu z własnymi kompozycjami, zostało już zrobione i nie czułem wewnętrznej potrzeby, by rozwijać to mocniej, zwłaszcza, że granie koncertów nie dawało mi już frajdy, jaką czułem, kiedy grałem je mając lat 17 czy 18 – perspektywa robienia czegoś, co nie daje mi już satysfakcji, czyli grania koncertów w wymiarze „zawodowym” wydawała mi się opcją niewiele bardziej atrakcyjną od zwykłej pracy.
Z czasem zespół zakończył działalność, a ja znowu poczułem, że nie wiem w jaką stronę życiowo powinienem się udać.

Kiedy osiągnąłem cel, zarazem go straciłem: dlatego mówi się, że cała zabawa jest w procesie dążenia do celu, nie w jego osiągnięciu. Poczułem się zagubiony i zacząłem czuć, że bez wyznaczonego kierunku zwyczajnie marnuję swoje życie i najlepsze lata życia.

Pierwsze kroki w świecie YouTube

Mijały lata, a moja praca etatowa zaczynała mnie coraz mocniej przytłaczać.
Czułem, że bardzo brakuje mi jakiejś formy ekspresji, sposobu na wyrażanie siebie, bez tego czułem się totalnie pusty wewnątrz.
Automatycznie moje myśli biegły w kierunku muzyki – było to coś, co od lat było mi bliskie i coś, co znałem i wiedziałem, że mogę sobie poradzić, jednak nie wiedziałem jak ten temat „ugryźć”, aby móc połączyć dwie rzeczy, na których bardzo mi zależało, czyli wyrażanie siebie + możliwość robienia tego samodzielnie, najlepiej wyłącznie z domowego zacisza (wspominałem już, że jestem introwertykiem?).

Któregoś dnia mnie olśniło.
Mało kto wie, że Brodaty Mercher wcale nie był pierwszym kanałem YouTube, jaki prowadziłem.
Postanowiłem założyć kanał z wokalnymi coverami, czyli moimi wykonaniami mniej, lub bardziej popularnych piosenek.
Na blisko pół roku wkręciłem się całym sobą w ten projekt, zdobywając całkiem szybko ponad tysiąc subskrybentów i ucząc się w praktyce jak działać na YouTube – nie sądziłem, że przyda mi się to w przyszłości do zupełnie innych celów.

Naprawdę dobrze się przy tym bawiłem!

Niestety (a może właśnie i „stety”?) ów projekt zakończył się dość nagle.
Napiszę kiedyś wpis, w którym opowiem co dokładnie się stało, bo to bardzo rozległa sprawa, ale musisz uwierzyć mi na słowo, że historia jest tak nietypowa i niespotykana, że aż trudna do uwierzenia, dlatego wymaga szerszego kontekstu – nie chcę opowiadać jej „po łebkach”.
Reasumując, musiałem zawiesić (w konsekwencji zakończyć) projekt, który naprawdę kochałem robić i który był dla mnie celem. Planowałem rozwinąć ten kanał tak mocno, by pozwolił mi on odejść z pracy etatowej – dopiero dzisiaj wiem jak ciężko byłoby utrzymać się wyłącznie z kanału YouTube – ogromny szacun dla wszystkich, którzy weszli na taki poziom, bo to kawał ciężkiej pracy!

Czułem się wtedy naprawdę źle, po raz kolejny uważałem, że „przegrałem” i znów utraciłem poczucie sensu i celu.

Z czasem zrozumiałem, że gdyby wtedy moja Youtube’owa przygoda się nie zakończyła, być może nigdy nie usłyszałbym o Merch by Amazon i aż do emerytury szukałbym sposobów na to, jak odejść z pracy.

Merch by Amazon

Pamiętam, że siedziałem na przerwie w pracy, szukając inspiracji czym mógłbym się zająć, co mógłbym robić, jak zarabiać pieniądze. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że być może ciekawym kierunkiem na biznes byłaby produkcja T-shirtów z nadrukami.

Jako, że interesuję się wierzeniami i mitologią dawnych Słowian, w mojej głowie pojawiła się wizja marki, która mogłaby specjalizować się właśnie w takiej niszy. Zacząłem więc szukać informacji o tym, skąd pozyskiwać „gładkie” koszulki, gdzie je kupować, czy może zlecać ich szycie na zamówienie w szwalni, jaką metodą nanosić nadruki na koszulki i jaki budżet będę musiał zgromadzić, żeby móc zacząć taką działalność.

Gromadząc informacje natrafiłem na film, który opowiadał o Merch by Amazon (obecnie nazywa się już Amazon Merch od Demand) i był to moment, który miał zmienić wszystko, choć nie mogłem jeszcze przypuszczać, że tak się wydarzy.

Uwaga! Jeżeli jesteś osobą, która nigdy nie słyszała o Amazon Merch, TUTAJ możesz zapisać się na Darmowy Kurs Domowego Biznesu, który opowie Ci dlaczego jest to najciekawsza i najbezpieczniejsza forma biznesu online, o jakiej słyszałem.

Na Amazon Merch on Demand zarabiamy na sprzedaży grafik na koszulki i inne produkty.

Naiwność kontrolowana i zmiana przekonań

Początkowo, kiedy zgromadziłem podstawowe informacje na temat Merch by Amazon, miałem w sobie dwie, nieco sprzeczne ze sobą myśli.

1. To brzmi totalnie jak praca marzeń dla mnie – nie muszę inwestować ani grosza w produkty, nie muszę nawet posiadać firmy, mogę legalnie zarabiać, sprzedając w USA nie wychodząc z domu!
2. To brzmi zbyt prosto – na pewno musi być w tym jakiś haczyk!

Okazało się, że jedynym haczykiem było pokonanie oporu, w który wprawiała mnie myśl numer 2.
Wbrew pozorom dziś już wiem, że jest to moment, na którym naprawdę wiele osób się wykłada – nie są w stanie zaakceptować, że można zarabiać w tak prosty i przyjemny sposób, wygodnie jest więc im stwierdzić, że „to pewnie i tak nie działa” i w rezultacie, nigdy nie próbują.

Wszedłem wtedy w tryb, który nazywam Naiwnością Kontrolowaną – postanowiłem, że pomimo, lęku, że to nie wypali, że mi się nie uda, że niczego nie sprzedam – zrobię to i będę działać tak, jakbym był przekonany, że to się uda – jakby nie było w ogóle innego wyjścia. Zdecydowałem, że to jest teraz mój cel, mój projekt i że zamierzam poświęcić całą moją energię właśnie Merchowi.

Niemal od razu złożyłem swoją pierwszą aplikację – oczywiście wiedziałem wtedy zbyt mało, napisałem ją niewystarczająco dobrze i została ona odrzucona. Wkurzyłem się! Na szczęście wiedziałem już z zagranicznych kanałów o Merch by Amazon, które chłonąłem jak gąbka, że mogę wysłać swoje zgłoszenie ponownie. Finalnie za trzecim podejściem zostałem przyjęty.
Jeśli dobrze pamiętam, była to końcówka października 2019.

Bardzo dużo się wtedy uczyłem. Wiedziałem, że aby skutecznie sprzedawać, muszę poznać Amazona jak własną kieszeń i muszę tworzyć dobrej jakości produkty – pamiętaj, że nie jestem grafikiem i nie mam żadnego doświadczenia w tym kierunku – wręcz przeciwnie – jestem kompletnym beztalenciem, które nie potrafi narysować równego koła ołówkiem. Wiedziałem jednak, że wszystkie te umiejętności mogę po prostu nabyć.
Testowałem mnóstwo sposobów, strategii i pomysłów, odrzucając z czasem to, co się nie sprawdzało i rozwijając to, co „zagrało”.

Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy sprzedałem swój pierwszy produkt na Amazonie.

Jest to chwila, która całkowicie odmienia myślenie i rozwiewa wątpliwości. Daję słowo, że życzę każdemu człowiekowi, by mógł doznać takiego uczucia. Poczułem wtedy, że skoro wiedza, którą zdobywałem naprawdę działa i ktoś naprawdę kupuje koszulki, które tworzę i ja dostaję za to pieniądze, to brzmi jak idealny pomysł na biznes i na życie dla mnie. Ten scenariusz spełniał oba niezbędne dla mnie warunki, czyli wyrażanie siebie poprzez tworzenie grafik na koszulki (dzięki którym ktoś w USA również będzie mógł wyrażać siebie!) + możliwość pracy w domu, w ciszy i spokoju.

Nie chce być gołosłowny: moje dotychczasowe zarobki na Amazon Merch.

Moja potrzeba rozwijania się w tym kierunku wzrosła jeszcze silniej i przez kolejne miesiące, systematycznie i codziennie czytałem amerykańskie fora, grupy facebookowe, pochłaniałem wiedzę z YouTube – nie uchowała się przede mną żadna informacja na temat Mercha, to była nieomal obsesja!
Poznałem też świetnych ludzi, którzy byli o wiele dalej niż ja w swojej merchowej przygodzie i od nich również uzyskałem ogrom informacji, których próżno szukać w internecie.
Ilość sprzedaży rosła wraz z wkładaną pracą, a ja coraz mocniej czułem, że znalazłem swoje miejsce w świecie.

Poza Merchem, sprzedawałem jeszcze na Amazonie KDP, oraz kilku mniejszych stronach, jednak to zdecydowanie Amazon Merch stanowił większość moich dochodów.
Po kilku miesiącach od startu, moja wypłata z Amazona po raz pierwszy przebiła moją wypłatę z pracy etatowej. Potem stało się to już normą. Wtedy zacząłem myśleć, czy przypadkiem nie zbliża się to, na co czekałem od tak dawna: czy właśnie znalazłem sposób na to jak odejść z pracy etatowej i jak być swoim własnym szefem.

Jak odejść z pracy etatowej: krok pierwszy.

Wiedziałem, że jeżeli mam odejść z etatu, muszę przede wszystkim odłożyć poduszkę finansową.
Jest to niezbędny krok przed tak dużą decyzją. Wreszcie miałem ku temu komfortowe warunki.
Dzięki temu, że pracowałem na etacie równolegle z pracą na Amazon Merch, poduszka powstała dość szybko, co dało mi poczucie pewności i spokoju.

Poduszka finansowa: ile powinna wynosić?

Jeżeli chcesz odłożyć swoją poduszkę finansową, policz ile kosztuje Cię jeden, przeciętny miesiąc godnego życia – nie żaden survival, tylko zwykłe życie na niezłym poziomie.
Uwzględnij wszystko: jedzenie, opłaty mieszkaniowe, subskrypcje serwisów streamingowych, wszelakie abonamenty, karnet na siłownię – podejdź do tego szczegółowo.

Załóżmy, że wynikiem jest 3000 zł – żeby łatwo się liczyło.
W takiej sytuacji zgromadź przynajmniej sześciokrotność tej sumy (często mówi się też o dwunastokrotności – im więcej, tym bezpieczniejszy będzie Twój start).
Tak więc przy wydatkach rzędu 3000 zł miesięcznie, Twoja finansowa poduszka bezpieczeństwa powinna wynosić minimum 18000 zł.

Jak odejść z pracy etatowej: krok drugi.

Koniecznym krokiem jest też pewność, że to, czym chcemy się zajmować jest sprawdzone, przetestowane i działa. Nie możemy testować już po fakcie, na zasadzie „mam fajny pomysł na biznes, na pewno zadziała!”. To prosta droga do katastrofy.
Jeśli masz możliwość, testuj swój produkt, czy usługę tak wcześnie, jak to możliwe, a jeśli nie masz jeszcze produktu, upewnij się, że jest na niego zapotrzebowanie, oraz że jesteś w stanie konkurować z osobami, której już coś podobnego oferują.

W moim przypadku wiedziałem już, że moje koszulki sprzedają się dobrze – a wręcz coraz lepiej. Im więcej ich tworzyłem, tym więcej się sprzedawało, a zarobki wzrastały. Był to model sprawdzony i potwierdzony już przez kilkanaście miesięcy.

Opór, prokrastynacja, wymówki

Wszystko wydawało się grać jak w szwajcarskim zegarku i w teorii nic nie powstrzymywało mnie już przed tym, aby odejść z pracy.
No właśnie, w teorii.

W praktyce, ta decyzja okazała się znacznie trudniejsza, niż sądziłem.
Nie pomagał też fakt, że często osoby, z którymi dzieliłem się taką myślą, odradzały, lub „pasywnie odradzały” mi takie przedsięwzięcie, na przykład poprzez ciągłe powtarzanie „zastanów się jeszcze porządnie – masz taką dobrą, stabilną pracę, wiesz, jakie teraz są niepewne czasy”.
Wiem, że takie słowa od bliskich osób są oznaką ich troski, jednak nie można się temu poddawać.
Jeżeli decyzja o tym, by odejść z pracy etatowej jest już przemyślana(!) i podjęta, nie daj się od niej odwieść.

Miałem kilka momentów, w których byłem już o krok od złożenia wypowiedzenia.
Zawsze jednak działo się „coś”, co mnie od tego odwodziło, lub nasilało lęki. Świetnym przykładem jest choćby start konfliktu zbrojnego za naszą wschodnią granicą, który wybuchnął dosłownie kilka dni przed terminem mojego odejścia, na który byłem już dogadany z moim pracodawcą.
Bałem się, że albo działania wojskowe mogą objąć również Polskę, albo, że USA włączy się czynnie w konflikt, przez co Amerykanie przestaną kupować koszulki, bo będą mieć znacznie ważniejsze wydatki.

Poza tym, ciągle towarzyszyła mi myśl „jeśli zostanę w tej pracy jeszcze miesiąc, odłożę dzięki temu jeszcze trochę więcej pieniędzy”. Ciężko odmówić tej myśli logiki – opór bywa podstępny i cholernie przekonywujący. Jednak w ten sposób można bez końca się ociągać i nigdy nie podjąć działania.

Otaczaj się odpowiednimi ludźmi

Jeśli masz w swoim otoczeniu chociaż jedną osobę, która może Cię popchnąć, kiedy się wahasz (nie dotyczy sytuacji, w której stoisz na dachu wieżowca – przyp.red.), jest to dobry czas, by porozmawiać z taką osobą.

Jestem szczęściarzem, mogąc powiedzieć, że mam w gronie moich znajomych ludzi, którzy są dla mnie wielką inspiracją biznesową, oraz moimi mentorami (Tomek, Marek – kłaniam się Wam w pas, dziękuję).

Zapewne wielu z Was zna Tomka z bloga Od Kelnera Do Milionera – jeśli nie znasz – koniecznie poznaj, bo jest to prawdziwa skarbnica wiedzy biznesowej i niezwykle ciekawy człowiek z bardzo inspirującą historią.
Zajrzyj na jego bloga TUTAJ.

Wraz z Tomkiem knujemy jak przejąć kontrolę nad światem.

To właśnie Tomek był osobą, która zadała mi finalnego kopa w cztery litery, abym wreszcie skończył o tym wyłącznie gadać i podjął decyzję.

Od tamtej chwili wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kilka rozmów z moim menadżerem (swoją drogą, naprawdę świetnym gościem), wizyta w biurze, oddanie sprzętu, podpisanie kilku dokumentów – gotowe.

To również Tomek namówił mnie do tego, żebym w końcu założył własnego bloga i kanał na YouTube, żebym mógł uczyć ludzi tego, co sam już na Amazon Merch zrobiłem, więc jest ojcem chrzestnym projektu Brodaty Mercher. Projektu, który dodał mi jeszcze więcej wiary w powodzenie misji odejścia z pracy.

„Otaczaj się odpowiednimi ludźmi” nie musi oznaczać, że konieczne jest, aby mieć takich w gronie swoich znajomych, z którymi widzisz się codziennie (choć to oczywiście świetna opcja).
To, co czytasz, co oglądasz na YouTube, czy jakich podcastów słuchasz ma ogromny wpływ na to, kim jesteś i kim się stajesz.
Ponadto, jest wiele forów i tematycznych grup dyskusynych w niemal każdej niszy, gdzie znajdziesz ambitnych ludzi, którzy dążą do celu – bądź jednym z nich i czerp inspirację.

Pierwsze korzyści z decyzji o odejściu z pracy

Widzę ogromną różnicę w moim poziomie energii, klarowności myślenia, jestem też zdecydowanie mniej nerwowy, a dawniej byle bzdura potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi.

Kreatywność wzrosła kilkukrotnie – ilość pomysłów i projektów zalała moją tablicę korkową, a ja każdego dnia wstając z łózka nie mogę się już doczekać, aż siądę z kubkiem kawy i odhaczę kolejny punkt z listy zadań. To wspaniałe uczucie, kiedy poświęcasz swoją energię na to, czego chcesz, a nie na to, co ktoś Ci narzuca.

Nie mógłbym w tym wpisie zapomnieć o Tobie!

Skoro czytasz to zdanie, oznacza to, że jesteś osobą, która współtworzy ze mną ten projekt, dzięki której czuję głęboki sens, by to robić. Dziękuję, że tutaj jesteś.

Jest dla mnie cholernie ważne, że moja wiedza rzeczywiście okazała się dla tak wielu osób przydatna i cenna. Głęboko wierzę, że może ona zmienić życie ludzi tak samo, jak zmieniła moje.

Dziękuję każdej osobie, która skorzystała z mojego Kursu Mercha (obecnie już Akademii Print On Demand), w której uczę w jaki sposób rozwinąć swój koszulkowy biznes na Amazon Merch (i nie tylko tam!)
Dziękuję każdej osobie, która śledzi mój kanał YouTube, moje social media, oraz która czyta bloga.
Dziękuję każdemu z członków naszej facebookowej Ekipy Mercherów – zebrała się nas już tam naprawdę liczna grupa, dobrze jest widzieć ile jest w Polsce ludzi, którzy ekscytują się biznesem print on demand i chcą zmieniać swoje życie na lepsze!

TUTAJ znajdziesz wspomnianą Akademię (dawny Kurs Mercha)
TUTAJ możesz dołączyć do Ekipy Mercherów
TUTAJ znajdziesz mojego Instagrama

Jeśli masz do mnie pytania, lub czujesz, że mogę coś Ci doradzić, śmiało skontaktuj się ze mną, choćby pisząc do mnie maila na mateusz@brodatymercher.pl

Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę Ci dużo odwagi do zmian na lepsze! 🙂
Mateusz.

Leave a Reply

Your email address will not be published.